Widzowie uwielbiają ją za niesamowity optymizm i podejście do życia. Zawsze piękna i młoda Grażyna Wolszczak.
Magda Rozmarynowska, Aktywni plus: W kolorowych magazynach wywiady, a przy nazwisku podany w nawiasie wiek. Jak się z tym czujesz?Grażyna Wolszczak, aktorka: Takie wytykanie wieku nie jest eleganckie, ale skoro niektóre gazety to praktykują, to cóż… Nie wpadam w panikę na myśl o tym, że ktoś dowie się ile mam lat. Nigdy tego nie ukrywałam.
A mogłabyś! Twój wygląd zdecydowanie przeczy metryce.– Wiem, wyglądam na przynajmniej dziesięć lat mniej. Mam szczęście, ale też mu pomagam. Zawsze dbałam o zdrowie i kondycję. Nigdy nie paliłam na poważnie, alkohol bardzo mi szkodzi, więc go nie używam. Od lat uważam na to, co jem, prowadzę aktywny tryb życia. Coraz częściej jednak wydaje mi się, że decydującą rolę odgrywa to, co mam w głowie, moje nastawienie do świata. Lubię ludzi i zawsze widzę szklankę do polowy pełną. To nie tylko pomaga żyć, ale i ujmuje zmarszczek.
A starość? Wielu się przeciw niej buntuje.– I co im ten bunt daje? Są tylko bardziej sfrustrowani. Starość jest beznadziejna, ale ponieważ nie ma przed nią ucieczki, po prostują ignoruję. I żyję, jakbym miała jeszcze sto lat przed sobą.
Ale wizyty w salonie urody sobie nie odmówisz?– Uwielbiam zabiegi pielęgnacyjne. Zwłaszcza na ciało. Większość ma działanie relaksujące. Kiedy ktoś się mną zajmuje, robi mi się lekko i sennie. A do tego co chwila pojawiają się nowości, rewelacyjne urządzenia, żal nie skorzystać… Jeśli miałabym ci coś polecić, to laseroterapię na twarz, efekty są spektakularne. Mniej efektywne są zabiegi na ciało. Oczywiście działają, ale na krócej.
Tak czy inaczej, potrzebna jest dieta?– Ja jestem na diecie „mało jeść”, tego się trzymam. Tylko raz schudłam w „Tańcu z gwiazdami”, miałam poniżej 60 kg, a teraz mam 64 i pilnuję, żeby nie było więcej.
Kiedy przymierzam mini, zastanawiam się, czy to nie będzie obciach. Dlaczego fakt, że jestem po sześćdziesiątce, ma mnie skazywać na fioki na głowie i przykładną garsonkę?
Tańczysz jeszcze?– Nie, to była wspaniała przygoda, ale tylko przygoda.
Zdarzało ci się nie mieć pracy?– Owszem, w moim zawodzie bywają takie chwile. Wtedy wymyślam sobie inne aktywności, urodziłam na przykład dziecko, innym razem zabrałam się za poradnik „Jak być zawsze piękną, młodą i bogatą”. I go wydałam. A innym razem założyłam Fundację „Garnizon Sztuki”.
Spontaniczny zryw?– To prawda, często idę za impulsem, daję się wciągnąć w jakieś ciekawe, bądź ważne społecznie działania.
Z Cezarym Harasimowiczem od lat tworzysz udaną, szczęśliwą parę. W środowisku aktorskim to rzadkość. Masz jakąś receptę na udany związek?– Jesteśmy parą z kilkunastoletnim stażem. Przyjaźnimy się i jesteśmy wobec siebie lojalni. Nie musimy robić wszystkiego razem, wystarczy, że tylko część naszych aktywności się zazębia. On ma swoje sprawy, spotyka się ze swoimi znajomymi, wyjeżdża na narty. Ja też mam swoje życie. Za to, gdy się spotykamy, cieszymy się sobą, potrafimy być dla siebie naprawdę bliscy. Mamy o czym rozmawiać.
Miłość z czasem nabiera smaku?– Nie jest lepiej, jest inaczej. Po tylu latach miejsce wielkiej namiętności zajmuje czułość. Starzeję się, zmieniam się fizycznie, na szczęście on też. Wiem, że wciąż mu się podobam, dostaję od niego różne dowody uwielbienia. I wzajemnie, ja też, kiedy tylko mogę, okazuję mu swoje uczucia.
A jak jest z miłością do samej siebie, udało ci się już osiągnąć ten etap?– To chyba jest najtrudniejsze. Za nic nie chciałabym mieć znowu osiemnastu lat. Mój stopień niezadowolenia z życia i z siebie był wówczas monstrualny. Pisałam w pamiętniku: ,,Nie cierpię swojej gęby”. Nie nosiłam też bluzek z odsłoniętymi ramionami, wstydziłam się tego, że są kościste. Pierwszy raz spojrzałam na siebie życzliwszym okiem w liceum, kiedy kolega zrobił mi sesję zdjęciową. Potem w jakimś piśmie zobaczyłam modelkę z figurą podobną do mojej. Pomyślałam, że może nie jest tak źle.
Jesteś z tych, co biorą sprawy w swoje ręce?– Nie do końca. Raz w życiu usiłowałam zawalczyć o rolę i nic mi z tego nie wyszło. Pomyślałam potem, że będę przyjmować to, co mi los przyniesie. I że będę się z tego cieszyć, także z małych rzeczy. Ta postawa pozwala mi zaoszczędzić wiele nerwów i uniknąć frustracji.
Starość jest beznadziejna, ale ponieważ nie ma przed nią ucieczki, po prostują ignoruję. I żyję, jakbym miała jeszcze sto lat przed sobą.
Co to dla ciebie znaczy być aktywną?– Oczywiście jest aktywność fizyczna, uprawianie sportów, joga, narty, wszystko to, co pomaga dobrze czuć się z własnym ciałem. Równie ważna jest otwartość na zmiany, gotowość uczenia się czegoś nowego lub zmierzenie się z niemożliwym. Kiedyś niemożliwe wydawało mi się wypełnianie PIT-u. Przerażona wpatrywałam się w te rubryczki, ale potem pomyślałam, że to musi być w zasięgu moich możliwości. I rzeczywiście, nauczyłam się i przez parę lat wypełniałam formularze całej rodzinie.
Kiedyś interesowałaś się modą, już przestałaś?– Nie, skądże! Nadal oglądam pokazy i uwielbiam śledzić nowości. Ale to nie przekłada się na moje własne stylizacje, bo nie cierpię chodzić po sklepach i nie bardzo wiem, co do czego pasuje. Kupowanie przez internet też mi nie wychodzi, bo na obrazku coś wydaje się cudowne, a potem w realu rozczarowuje. Na szczęście mam sporo znajomych stylistów i projektantów, zawsze mogę liczyć na pomoc.