Każdy na co dzień zderza się z problemami, ma wyrwę w sobie, gorsze i lepsze dni. Ważne, by się temu nie poddawać. Iść do przodu, zawsze mieć cel. I nauczyć się budować siebie od nowa, mówi dziennikarka i pisarka Magdalena Adaszewska.
Monika Głuska-Durenkap, Aktywni plus: Do tej pory pisałaś książki o ludziach z ciekawą biografią, o aktorach Tadeuszu Plucińskim, Idze Cembrzyńskiej. Zdecydowałaś się na przypominanie sylwetek trochę już zapomnianych, choć wciąż wspaniałych artystów, dlaczego?
Magdalena Adaszewska: Zawsze warto to robić, bo to historia, ważna część naszej kultury, sztuki. Artyści, którzy tworzyli, byli kiedyś znani, lubiani, doceniani. Stworzyli ciekawe kreacje teatralne, filmowe, mieli barwne życie. Ich opowieści, przemyślenia, złote myśli mogą przydać się w życiu każdego z nas. Przy okazji poznawania ich sztuki, możemy czerpać z nich wiele dla siebie. Choćby zatrzymać się w pędzącym świecie. To wielka wartość.
Opowieści, przemyślenia, złote myśli ludzi z ciekawą historią mogą przydać się w życiu każdego z nas.
Co w ich historiach jest ponadczasowe?
Zanim przystąpiłam do pracy nad książkami o Idze Cembrzyńskiej i Tadeuszu Plucińskim, zbierałam materiały, czytałam wywiady, które ukazały się dawno temu w prasie, obejrzałam filmy z ich udziałem. Rozmawiałam z nimi o życiu, o tym, jak patrzy się na siebie z perspektywy dekad. Interesowało mnie, co człowiek chciałby zmienić, zrobić inaczej, gdyby mógł cofnąć czas, co myśli o życiu, kiedy robi podsumowania. To było jak podróż do przeszłości i w głąb siebie. Dowiedziałam się, że można bardzo żałować tego, że nie miało się dziecka albo że zniszczyło się rodzinę. Jak można nad pierwszym się rozczulać, nad drugim prosić o wybaczenie. To były mocne, fascynujące spotkania. Bo mimo że, okraszone anegdotami, opowieściami o życiu w PRL, o rolach, filmach, recitalach, były zapisem prywatnych tęsknot, historią miłości, kajaniem się za błędy i żalem za marzeniami, które już się nie spełnią. Stanowiły swoiste podsumowanie życia, były przepełnione przemyśleniami, jakie może mieć tylko człowiek, który wiele przeżył i ma coś na ten temat do powiedzenia. Myślę, że to jest właśnie ta wartość, jaką możemy wziąć dla siebie, by móc zrozumieć lepiej własne decyzje i życie. Uważam, że jednym z absurdów naszego świata jest kult młodości i szufladkowanie ludzi ze względu na ich wiek. Bardzo cenię rozmowy z ludźmi starszymi, ciekawymi, nietuzinkowymi, bo oni mają nam wiele do przekazania. A to, zwłaszcza w naszej trudnej rzeczywistości – jest bezcenne.
Uważam, że jednym z absurdów naszego świata jest kult młodości i szufladkowanie ludzi ze względu na ich wiek.
A czy Ty nie boisz się upływu lat?
Kiedyś się bałam, tego, jak będę wyglądać, co będzie się działo w moim życiu, co się zmieni. Tego, że wiele już za mną i już niczego nie cofnę, nie naprawię, bo to już jest zamknięte. Mój lęk budziło też poczucie, że życie wraz z wiekiem przyspiesza, biegnie coraz szybciej i szybciej. Błędne koło. To jednak prawda, że tam, gdzie kończy się lęk, zaczyna się moc. Dzisiaj już się nie boję. I wcale o tym nie myślę! Mam mnóstwo energii i pomysłów, może nawet więcej, niż przed laty. To, jak widzi się swoje życie, zależy tylko o wyłącznie od nas samych. To, jak można zagospodarować czas – również. Ta sama godzina, nawet ta sama minuta może być całkiem inna. Można zrobić coś fajnego albo przepuścić ją przez palce. Staram się nie przepuszczać. Dzień wtedy staje się bogaty i wydłuża się. Naprawdę!
Czy podzielisz się sekretem, w jaki sposób nauczyć się tak myśleć i wprowadzać to w życie?
W dojrzałym wieku trzeba nareszcie pomyśleć o sobie, wyjść z ról, które narzucało życie. Możemy wreszcie bardziej skupić się na sobie. Zrobić to, co się odkładało na jutro, na bliżej nieokreśloną przyszłość, na wieczne nigdy. Wszyscy to znamy, prawda? No właśnie. Mówi się, że życie zaczyna się po czterdziestce, albo po pięćdziesiątce. Nie chcę myśleć dekadami, bo to ogranicza. Życie się toczy, dzieje, zawsze można robić fascynujące rzeczy, trzeba tylko tego chcieć. Każdy z nas w dojrzałym wieku może opowiedzieć własną historię, pełną radości, ale też bólu. Bo wiele się w życiu wydarzyło rzeczy dobrych i złych. Każdy ma jakiś problem, wyrwę, gorsze i lepsze dni. Ważne, by się temu nie poddawać. Iść do przodu, zawsze mieć cel. Jeśli mamy sprawić, by nie bolał każdy centymetr ciała i duszy, jeśli mamy dalej żyć, może budować siebie od nowa i być przykładem choćby dla swoich dzieci, musimy zmienić siebie. Dokonać rewolucji we własnym wnętrzu. Zadać sobie kilka pytań i na nie odpowiedzieć. Postawić sobie cele. Zwłaszcza wtedy, gdy wali się świat. To bardzo trudne, ale tylko dzięki temu podnosimy się.
Jeśli mamy sprawić, by nie bolał każdy centymetr ciała i duszy, jeśli mamy dalej żyć, może budować siebie od nowa i być przykładem choćby dla swoich dzieci, musimy zmienić siebie.
A co było dla Ciebie takim momentem przełomowym?
Przeżyłam ostatnio dwa trudne zdarzenia. Zbiegły się w czasie. Przyjaciółka powiedziała, że to podwójna żałoba. Mogłam się poddać. Nie zrobiłam tego. Jestem wrażliwa, ale mam też twardość żołnierki na froncie. Głaszczę swoje dobre strony i te złe. Zmieniam się, przyjmuję każdy dzień z wdzięcznością. To właśnie ona czyni cuda. Wspaniałe jest zrozumienie, że jeśli się nie poddasz, świat może wiele dać. I wcale nie trzeba mieć wszystkiego. Wystarczy to, co dla nas najlepsze. Ostatnio przeczytałam, że przeszłość jest po to, by się z niej uczyć, a nie po to, żeby nią żyć. Prosta sentencja, ale jakże prawdziwa. Idę w życiu wciąż naprzód. Poczułam smak decydowania i walki. Odwagi. Może życie chciało i chce nadal coś mi powiedzieć, coś pokazać. Po wieloletniej pracy dziennikarki, po byciu matką i żoną, zaczęłam pisać książki.
Przeszłość jest po to, by się z niej uczyć, a nie po to, żeby nią żyć.
W księgarniach dostępny jest już twój niedawno wydany thriller psychologiczny, skąd pomysł na taką tematykę książki?
Temat chodził za mną od dawna. Przeczytałam kiedyś wywiad z młodą kobietą, która była balsamistką, przygotowywała ludzkie ciała do ostatniego pożegnania. Miałam to w pamięci. Byłam zdumiona i zafascynowana, jak to możliwe, żeby młoda kobieta wykonywała taki zawód. Aż przyszedł czas i pobudowałam na tym własną historię. Tak powstał thriller „Balsamistka”, w którym są dwie kobiety i jedna tajemnica. Wszyscy szukają sprawcy morderstw. Kto jest w niebezpieczeństwie, a kto panuje nad sytuacją? Nic nie jest tym, czym się wydaje… W książce niezależnie od głównej tajemnicy, związanej z serią zabójstw, są też tajemnice związane z życiem poszczególnych bohaterów – stworzyłam galerię postaci, poprzez którą chciałam pokazać, że – tak, jak w życiu – nie ma ludzi bez problemów i traum. Ważne jest to, jak na różnych etapach życia potrafimy sobie z nimi radzić, co z nimi robimy: zamiatamy pod dywan czy staramy się zrozumieć przeszłość.
Nie ma ludzi bez problemów i traum. Ważne jest to, jak na różnych etapach życia potrafimy sobie z nimi radzić, co z nimi robimy: zamiatamy pod dywan czy staramy się zrozumieć przeszłość.
Co Cię inspiruje do pisania, skąd czerpiesz pomysły?
Ze swojego życia, z różnych zdarzeń, historii, które przeżyłam, ktoś mi je opowiedział, lub je przeczytałam. Inspirują mnie ludzie. Najlepsze pomysły przychodzą do głowy, kiedy jestem wśród nich. Może dlatego uwielbiam pisać w kawiarniach. Wbrew pozorom nic nie przeszkadza mi: muzyka, szum rozmów, odgłos expresu do kawy. Siedzę nad kubkiem kawy i laptopem, by w jednej chwili, niezależnie od siebie zostać wciągniętą w czyjąś historię. Zamiast skupić się na kolejnym zdaniu w książce, nagle znajduję się w środku czyjegoś zdania, niechcący wkradam się w czyjąś radość, nostalgię, pierwszą randkę lub rozstanie. Czasem dobiegają mnie strzępy rozmów w pociągu albo na przystanku. Coś nagle się wydarza, ktoś coś powie. Najlepszą inspiracją jest samo życie.
Co Ci dawało radość w pisaniu tej najnowszej książki, a co było trudne?
Ogromną frajdą było pisanie historii kryminalnej. Lubię thrillery, czytam je, albo oglądam takie filmy. Teraz miałam napisać sama. Historia bardzo mnie pochłonęła, pisałam też nocami, z kubkami kawy i żelaznym planem, który i tak zmieniał się w trakcie pisania. Postać, której miało pierwotnie nie być, nagle pojawiała się i prowadziła akcję dalej. Chciałam tworzyć tę historię, opisywać, byłam w środku niej. Każdą postacią z osobna. To było świetne uczucie.
Jakie masz plany na nowy rok?
Nowy rok będzie pracowity. Piszę następne książki. Wszystkie opowiadają o ludziach, ich losach. Dwie będą oparte na faktach i będą sięgać czasów II wojny światowej. Kolejna będzie rozmową z Miką Urbaniak o jej mierzeniu się z nałogami i chorobą. Będę pracować również nad kolejnym thrillerem psychologicznym. Jest więc co robić. O moich planach mówię w kontekście tego, o czym rozmawiałyśmy wcześniej – że zawsze trzeba stawiać przed sobą cele.
Czy pisanie, spisywanie wspomnień, prowadzenie pamiętnika może być remedium na codzienność, życiowe problemy?
Pisanie ma w sobie coś z magii. Stwarzasz świat, który urodzi się w twojej głowie, albo opisujesz czyjeś życie. Albo własne, w formie książki, pamiętnika, którego nigdy nikomu nie pokażesz. Ale to też jest pisanie, bardzo ważne. Pisanie może być formą terapii. Pomaga wyrzucić z siebie to, o czym głośno nie mówimy. Może pomóc tobie, ale też innym. Na tym polega jego wartość.
Magdalena Adaszewska – absolwentka filologii polskiej. Przez lata była dziennikarką magazynów lifestylowych „Twojego STYLU”, „ELLE”, „PANI”. Autorka literatury faktu, w tym dwóch książkowych portretów – Igi Cembrzyńskiej i Tadeusza Plucińskiego. Niedawno zadebiutowała pełną tajemnic i zaskakujących zwrotów akcji powieścią kryminalną „Balsamistka”.