Biebrzańskie ecosafari – gdzie spać, jeść i zamówić wycieczki?

Po raz pierwszy do Parku Biebrzańskiego trafiłam kilka lat temu, na majowy weekend w Zagrodzie Kuwasy. Uroczy, rodzinny, drewniany pensjonat z naprawdę (!) dobrym jedzeniem, bogatym programem wycieczek oraz świetną lokalizacją na końcu wsi.

Zagroda Kuwasy i zielarskie warsztaty

W familijnej atmosferze goście hotelowi wspólnie piekli sękacza na rożnie, fotografowali przydrożne łosie, słuchali zadziwiających opowieści podczas wyprawy na bagniska. Jedną z atrakcji w programie były zielarskie warsztaty z biebrzańską wiedźmą. Tego nie mogłam przepuścić! Wiedźma zajechała przed hotel ubłoconą terenówką, całkiem bosa. Zabrała nas, ludzi miast, na łąkę i po kolei objaśniała każde źdźbło. Na koniec, narwaliśmy ziół, które potem połączyliśmy w cudownie lecznicze mazie. Śmichy, chichy, kto by tam wierzył w lecznicze działanie ziół z hotelowej łąki? Aż tu wiedźma natarła kremem atopowe policzki mojego synka, które znienacka, w oczach po prostu, zbielały i wygładziły się. Miała mnie! „Co jeszcze robisz, oprócz warsztatów zielarskich?”, spytałam. „Robię motanki i jako jedyna w Polsce potrafię je interpretować”. No, to miała mnie z kretesem.

Biebrza

  Biebrzańska Wiedźma i atrakcje nie z tej ziemi

Po powrocie do domu opowiedziałam historię cudownego kremu i warsztatów motankowych i w kilka dni zebrałam chętną grupę, by wrócić nad Biebrzę. „A może chcecie spać u mnie, w Stodole Snów?”, tym razem spytała Wiedźma. Oczywiście, że chciałyśmy! Oczami wyobraźni widziałam pachnącą lipami noc w stodole przy dźwiękach przyrody. Cóż, jak to czasem bywa, rzeczywistość jest barwniejsza, niż nasze wyobrażenia. Spartańskie warunki noclegu w stodole były dla nas dużym zaskoczeniem. Ale jako profesjonalny organizator imprez, muszę oddać wiedźmie sprawiedliwość – ma naturalne wyczucie eventowe.

Gdy o świcie wyszłyśmy przed stodołę, zaspane i obolałe, wiedźma zaordynowała – „Idziemy myć się mydlnicą”. I ruszyłyśmy gęsiego w sobotni ranek przez wieś na łąkę mydlicy. Jedna z nas ubrana w łososiowy, koronkowy peniuar, druga – w męską piżamę w paski a la „Lot nad Kukułczym Gniazdem”, trzecia – w dresik Hello Kitty. Przodem – wiedźma, bosa i nieogolona.

A motankowe warsztaty? Każda z nas zrobiła swoją prasłowiańską laleczkę z gałganków, z sekretną intencją zmiany jakiegoś obszaru w życiu. Motanki wyszły prześlicznie, każda zupełnie inna, jak jej właścicielka. Potem na osobności omawiałyśmy swoje prace z wiedźmą, która odczytywała nasze życiowe bolączki i dawała mądre wskazówki. Trafność tych interpretacji oceniam wysoko, jak trafność jasnowidza z Człuchowa – 50 na 50 procent. Połowa z nas płakała słysząc nagą prawdę z ust wiedźmy. Druga połowa dostała nietrafiony, jak kulą w płot, feedback, odpowiadając na wszystko – nope, nope, nope, not my story. Motanki, które spełniły swoje zadanie, należało potem spalić lub zakopać w ziemi. Łatwo powiedzieć, ale co ma zrobić nieposiadający ziemi człowiek z miasta? Moja lalka wciąż dumnie siedzi na bibliotece, nie rozliczałam jej z realizacji celu.

Podlaskie ekosafari na każdą porę roku

Nie minęło dużo czasu, a pojawiła się następna okazja do wizyty na Podlasiu. Dostałam od przyjaciół zaproszenie na oglądanie przelotu żurawi jesienią. Ach, jak to zabrzmiało! Nie wiem, po czasie, z czym dokładnie skojarzył mi się przelot żurawi. Czy to wspomnienie radzieckiego arcydzieła kinematografii poruszyło jakieś tkliwe struny? Czy samo słowo „żuraw” ma jakiś magiczny wydźwięk. Zgodziłam się natychmiast, nawet prawie nie spytałam o zakwaterowanie.

Zaopatrzeni w lornetki, zapakowani do terenówki, pod przewodnictwem Katarzyny Ramotowskiej w bardzo gustownym stroju moro, ruszyliśmy na ornito-safari. Słuchanie o zwyczajach i języku ptaków było dla mnie niezwykle pasjonujące. Oglądanie przez lornetkę czarnych punkcików na niebie – zdecydowanie mniej. Może to przez mój astygmatyzm, a może przez słaby refleks, ale zanim wceluję obiektywem w obiekt, to ptaka już dawno nie ma.

Momentem kulminacyjnym wyprawy był wczesny wieczór, gdy tysięczne stada żurawi zlatywały na łąkę na nocleg. Na skraju łąki Kasia na migi pokazała, że mamy skryć się w krzakach. Żurawie mają nomen omen sokoli wzrok i bardzo precyzyjne hasło ostrzegawcze – uwaga, niebezpieczeństwo na lądzie (a także – uwaga, niebezpieczeństwo w powietrzu). Tego nie chcieliśmy usłyszeć, zamarliśmy w zaroślach. Kwadranse płynęły, a w ich rytmie – krople potu po moich plecach. Cisza, nic się nie dzieje. Dotarło do mnie – this is it, nic więcej się tu nie wydarzy. Była sobota wieczór. Zamiast sączyć koktajl w Elektrowni Powiśle kucałam w krzakach ubrana w liściaste gacie XXL oraz kapelusz pszczelarza z małą dziurką na komary. Mindfulness. Oddech. Naprawdę lubię surrealizm. Ale wolę w ruchu.

Przydatne info:

Zagroda Kuwasy, Woźnawieś 30a, 19-206 Rajgród, www.zagrodakuwasy.pl, pensjonat, restauracja i sklep z lokalnymi produktami. Cena miejsca w pokoju 2-os z wyżywieniem, to średnio 240 złotych.

Biebrzańska Wiedźma, przewodnik i organizatorka licznych warsztatów przyrodniczych nad Biebrzą, tel. 515 794 252, jawiedzma5@vp.plhttps://biebrzanskawiedzma.com.pl

Katarzyna Ramotowska, zwana Królową Biebrzy, właściciel Biebrza Eco Travel i czynny przewodnik po Biebrzy z 20-letnim stażem, tel. +85 7380785, eco-travel@biebrza.com

atrakcje przyrodniczePolskarzekawakacje w Polsce
Komentarze (0)
Dodaj komentarz